nasz Czesio pokicał dzisiaj za tęczowy most. Nic nie zwiastowało, że jest coś nie tak. Myślę, że mógł to być zawał serca. Nie zdążyłam nawet pomyśleć, gdzie tu dzisiaj szukać weterynarza - było po wszystkim.
W transporterku, po przyjeździe do Zagórza
Na rękach u Matyldy - tak go oswoiła, że uwielbiał leżeć na kolanach w takiej pozycji
Piękny, zdrowy królik rezydował w otwartej na stałe klatce, kiedy chciał - mógł wychodzić. Jednakże ostatnio, jakoś nieczęsto korzystał z tej możliwości.
Królik wyjada suszone dla niego listki, Ifunia się przygląda
Czesio był królikiem niezwykłym, chyba nie ma takiego, który podróżowałby tak dużo w swoim życiu: Kraków, Sanok, Lublin. Wakacje spędzał z nami i jeździł codziennie na letnisko do ogrodu.
Ostatnie dwa lata przebywał u nas na stałe. Miłe, niekłopotliwe zwierzątko. Starałam się dbać o niego jak najlepiej. Był równolatkiem z Ifunią (siedem lat). Mieliśmy z nim kilka przygód, dostarczył nie lada emocji. Pochowaliśmy go pod lipą obok Gucia (nasz pies, który był przed Ifunią) i Usi (piesek mamy). Tu wątek Czesia.