Quantcast
Channel: U Antoniny
Viewing all 424 articles
Browse latest View live

Kolejny zwyklak

$
0
0
Tak wiem, wiem już wiosna. Sweter też wykonany został jeszcze kiedy było znacznie zimniej. Zrobiony tak samo jak ten i ten, a więc nic nowego (poza kolorem, bo biały jest).


Połączyłam dwie nitki: jakąś moherową i wełnianą i wyszedł klasyczny, puchaty trochę sweter na każdą porę: na zimną wiosnę, jesień i mroźna zimę.

Druty 7 mm; zużycie włóczki około 250 - 280 g;

Parametrów szczegółowo już nie pamiętam, bo sweter wyjechał do Krakowa. Prezentacji na człowieku też nie ma - jakoś nie wyszła, miałam sweter blokować i wtedy zrobić zdjęcia. Zblokować nie zdążyłam. Jeszcze zbliżenia na detale:

 
 

Tęczowa chusta

$
0
0
z tęczowej estońskiej. Marzyła się mojej córce co najmniej od roku. Wybrałam włóczkę, zamówiłam i tu zaczęły się schody - jaki wybrać wzór? Nie wybrałam żadnego. Zrobiłam splotem francuskim, tzw. kopnięty trójkąt. I jakoś mi się to wszystko nie podoba. Miałam spruć, kiedy było na drutach 1/3, potem 1/2 całości. W końcu wyrobiłam całe 136 g i chyba po inauguracji wiosennej, w lecie pójdzie do przeróbki... Tym razem pomysł nie spełnił wyobrażeń. Pomimo wszystko pokazuję na blogu w ramach kronikarskiej skrupulatności.

Druty 4 mm; włóczka: "Estońska wełna artystyczna", 100% wełna, 720-800m/100 g; zużycie 136 g





Chustę robiłam najpierw lewymi oczkami w rzędach: 1/1, potem 2/2, następnie 3/3, by brzeg skończyć plisą francuskim 1/1. Chusta wyszła olbrzymia i raczej do noszenia w formie zamotanej, szalowej, aniżeli w formie chusty.


I to chyba tyle. Szkoda gadać - gdyby nie fakt, że córka chce ją ponosić jeszcze tej wiosny, unicestwiłabym ją od razu.

Suszmy liście czosnku niedźwiedziego

$
0
0
O czosnku niedźwiedzim pisałam  w "Zielniku" oraz tu. Dziś wracam ponownie z tematem. Tym razem pragnę zachęcić moje Czytelniczki i Czytelników (jeżeli tacy są) do zbierania liści czosnku niedźwiedziego i ususzenia. Poza wcześniej opisanymi walorami (w podanych linkach), suszone liście czosnku są znakomitą przyprawą. Dodaję je do mięs (pieczonych i gotowanych), sosów. Szczególnie przypadł mi do smaku sos pomidorowy wzbogacony tym suszem.

 
 
Nazbierałam liści, podsuszyłam je w suszarce na grzyby i owoce. Wysuszone doszły w torebce papierowej położonej na kaloryferze (u nas z powodu zimna jeszcze grzeją).
W całym domu pachnie czosnkiem - nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopiero kiedy wróciłam z pracy, poczułam zapach.

Pierwszomajowa wiosna

$
0
0
Długi weekend to dla nas czas pracy w ogrodzie. Dziś nieco odpoczywaliśmy, więc zrobiłam z aparatem fotograficznym rekonesans po ogrodzie. Cudny czas - wspaniały, piękny świat... Tylko się cieszyć przyrodą:

























W kolorach Afryki - chusta "Virus"

$
0
0
- tak mi się skojarzyła, ta moja nowa chusta. I chociaż do lata jeszcze trochę, a wiosna ciepłem nie rozpieszcza, zrobiłam sobie nową letnią chustę, która ma okutać szyję jeszcze podczas chłodnego maja, okryć ramiona w letni wieczór, służyć jako pareo np. kiedy pojadę nad rzekę (hmm, kiedy to ja pojadę nad tę rzekę?!), no i w końcu poprawiać humor swymi afrykańskimi, energetycznymi kolorami.


Na dowód, że włóczka kolorystycznie wpasowuje się w afrykańskie klimaty - kolaż zestawiający wzory etniczne Afryki z moją chustą. Zdjęcia wzorów etnicznych Afryki - stąd

Włóczka "Diva Batik Alize", kolor 3242; 350m/100 g; 100% mikrofibra; zużycie 300 g;
 szydełko 3 mm 
 

W sklepie kolor został określony jako "papuzi" - i chyba faktycznie motek zawierał niemal wszystkie kolory upierzenia papug. Włóczka - mikrofibra "Diva Batik Alize" - przyjemna w robocie i dotyku. Niestety trudno jest wybrać zestaw kolorystyczny ze zdjęcia w sklepie. Rozwijający się motek i przybywająca robótka czaruje zestawieniami, finał kolorystyczny stanowi niespodziankę: jak ułożą się kolory?



 
No i u mnie jeden koniec  chusty jest bardziej pomarańczowo-zielony, drugi różowo-beżowo-niebieski, a dół stanowi bordiurę w kolorze niebiesko-różowym.




Wzór znany - "Virus", do pobrania za darmo na Ravelry.Żadna tam niespodzianka, bo Panie już dawno takie chusty wydziergały.

Szynkowar

$
0
0
sobie kupiłam, żeby robić swojskie, zdrowe, parzone szyneczki.


Ogólnie jestem bardzo zadowolona - pierwsze próby dość udane: powstały szynka z indyka, przemieszana z odrobiną wołowiny i szynka z piersi kurczaka i indyka. Może jedynie za mało mięso doprawiłam. Dało się zjeść, a ponadto ofiarowałam zdrową wędlinkę mojej mamie.



Przyznać się muszę, że pierwsza próba  mi się nie udała. W swym zadufaniu i pewności siebie nie doczytałam o zasadach produkcji i szynka rozpadała mi się na kawałki - jednak te prezentowane dzisiaj na fotkach, to już całkiem udany produkt finalny.

*   *   *
A na koniec dnia ubranko dla lali. Lalka należała jeszcze do mojej córki. Prababcia Wandy przechowała ją w swym przepastnym domu. I teraz kiedy nasza mała wnuczka do nas przyjeżdża, bawi się Jasiem, którego oryginalne ubranko było już mocno sfatygowane. Więc z konieczności lalę należało przyodziać ponownie. Szybko zrobiłam sweterek, spodenki i czapeczkę.  Może w niezbyt porywających kolorach, ale na chybcika poszukanych w zapasach.
Oto Jaś w nowym ubraniu czeka na przyjazd Wandzi:

Virus II

$
0
0
Zawirusowało mnie zupełnie i chuścianie (bo drugą chustę wzorem "Virus" zrobiłam), i w życiu. Gdyż od kilku dni zmagam się z jakąś infekcją wirusową dróg oddechowych (tchawica): najpierw zanik głosu (porozumiewanie się szeptem), potem długie niekontrolowane ataki kaszlu wynikające z wysilania krtani, by coś tam powiedzieć, następnie katar i spuchnięte migdałki. A wszystko to bez temperaturowo. Tyle, że osłabiło mnie i musiałam nawet zrezygnować z treningów... W sumie strata czasu, bo za bardzo to się do życia nie nadaję. Dlatego zdjęcia drugiej chusty wieszakowe i balkonowe. Zresztą pogoda dosyć kiepska: wczoraj cały dzień ulewny deszcz, dzisiaj nieco lepiej, ale dość chłodno.
 
 
Włóczka "Diva Batik Alize", kolor 4538; 350m/100 g; 100% mikrofibra;
zużycie 300 g; szydełko 3 mm 
 
Jak widać kolory znów się ułożyły po swojemu. Jedna strona chusty wyszła różowa, druga biało-niebieska. Troszkę też drażni mnie to zestawienie niebieskiego z żółtym, czego nie przewidziałam, kiedy wybierałam kolor. Sądziłam, że wyjdzie to bardziej tęczowo.
 


Brzegi wykończyłam najpierw półsłupkami, a potem oczkami rakowymi, co wyraźnie je pogrubiło.


Zbliżenie na wzór
 
No i powstała kolejna letnia chusta. 

Maj w ogrodzie

$
0
0
Kiedy wczoraj sposobiłam się, by na blogu napisać kilka słów - okazało się nagle, że nie ma internetu. Nic tak nie złości, jak nagła awaria, której usunąć nie ma jak, bo dopiero w dzień roboczy można dzwonić do dostawcy. Owszem oświecono mnie dzisiaj, że była jakaś awaria prądu na klatkach schodowych naszych dwóch połączonych bloków. To nawet dlatego brama wejściowa otwarta została na oścież - gdyż nie działał domofon. Nie wiedziałam tego, bo po prostu wieczorem nie wychodziłam z mieszkania. Nasze psiska odmówiły nocnego wyjścia "na siku". Ifie nawet nie chciało się podnieść tyłka z legowiska. Starzeje się dziewczyna i tyle. Po dniu spędzonym w ogrodzie nie ma ochoty na nic.
A dzisiaj chciałam pokazać kilka fotek roślin z ogrodu, który zmienia się dosłownie z dnia na dzień. Rośliny szybko kwitną, przekwitają, dołączają do nich następne. W tym roku cudownie zakwitł złotokap, zapewne w wyniku lekkiej zimy, nie przemarzły pączki kwiatowe.


Założyliśmy  też nową rabatę  azaliami i rododendronami (na razie kupiliśmy cztery krzaki) - dwa stare mamy w innym miejscu. Niestety nowe rośliny nie kwitną równocześnie, a sama rabata jest jeszcze bardzo "surowa".



Ten - to stary krzew
 
Mamy też kasztanowca (rośnie dość powoli), ale już od kilku lat kwitnie. Wprawdzie kwiaty nie są oszałamiająco gęste, sam fakt, że kasztanowiec utrzymał się w naszym ogrodzie - cieszy.
 
 
 
Drzewko jest prezentem od naszego teścia. Bardzo długo chroniliśmy je siatką, gdyż młode drzewka są u nas często niszczone przez koziołki.
W tym roku taki jeden może trzylatek upodobał sobie nasz ogród i systematycznie nas odwiedza, nawet w samo południe. Podchodzi bardzo blisko, dostojnie przemierza łąkę, zupełnie ignorując szczekającą na niego wściekle Tolę. Po prostu uważa, że to on jest u siebie. 
A to już różne migawki z ogrodu:
 


 




 

Szeroki Wierch

$
0
0
i Wołosate - tylko tyle... i zakończyła się dla mnie i córki sobotnia wycieczka w góry. Plan był ambitny - jeszcze raz przejść trasę bieszczadzkiego worka. Tym  razem wyruszyłyśmy raźno z Ustrzyk Górnych szlakiem czerwonym. Pogoda nawet słoneczna i ciepełko sprawiły, że wędrowałyśmy efektywnie, bez odpoczynku na trasie - przed nami było jeszcze sporo kilometrów i godzin. Niestety po wyjściu ze strefy lasu, aura gwałtownie się pogarszała. Coraz więcej chmur, zaczęło kropić. Co tam, deszcz nam niestraszny...




Już przy podejściu w kierunku Tarnicy zaczęło lać. Potem smagało lodowatym deszczem i gradem. Wyjścia nie było, trzeba było przeć przed siebie. Zrezygnowałyśmy z wejścia na Tarnicę. Był to już etap, kiedy w butach chlupało i w zasadzie nie miałyśmy na sobie suchego odzienia. Kurtki zostawiłyśmy w samochodzie, a same softshelle nie wystarczyły. Sądzę jednak, że przy tej pogodzie i kurtki, by nie przetrzymały. 



Nie było co dywagować - stwierdziłyśmy, że kończymy wycieczkę i schodzimy do Wołosatego niebieskim szlakiem. Przemoczone dosłownie do majtek, już na samym dole wygrzebałyśmy z równie mokrych plecaków zapasowe cienkie bluzy, które pozwoliły na chwilę się zagrzać i które o dziwo nie zamokły.

Całe ubranko na nas jest kompletnie mokre, właśnie zdjęłam chusteczkę z głowy i wykręciłam (wisi na barierce), z rękawów kapie woda, w butach chlupie i w zasadzie to wszystko jedno czy idziemy po kałużach, czy nie.
Zdjęcie zrobił nam mijający nas pan - podobnie przemoczony

 Z Wołosatego trafił się nam bus i wróciłyśmy do naszego auta stojącego na parkingu w Ustrzykach Górnych. Na całe szczęście miałyśmy skarpety i buty do przebrania, włączyłyśmy też ogrzewanie.
Na dole oczywiście ciepło i słońce... No i tłumy zaczynające swą wycieczkę w kierunku Tarnicy - jakoś ludziska nie wierzyli w to, co tam na górze. Szli jeszcze tacy czyściutcy, suchutcy i niewybłoceni.
W sumie, jak wykazały pomiary, nasza trasa zamknęła się w 3 godz.41 min. - zrobiłyśmy 11.21 km - szło nam się początkowo w bardzo dobrym tempie, bez potrzeby odpoczywania.
Zdjęć prawie nie ma, kilka zaledwie, kiedy to chmurzyło się i zaczynało kropić i jedno po zejściu z góry. Tam na górze nie dało się myśleć o robieniu fotek, kiedy nic nie widziałam przez mokre okulary, nawet nie myślałam o wyjmowaniu sprzętu do fotografowania. Chodziło o to, by jak najszybciej wyjść ze strefy burzy. Grzmoty słyszałyśmy dopiero, kiedy byłyśmy już prawie na dole.
Szkoda, bo plan był ambitny, kondycja dobra i była szansa na piękną wycieczkę.

Psikus Ifuni

$
0
0
W ogrodzie rozwinęły się pierwsze kwiaty tulipanowca. Wczoraj było ich zaledwie kilka, dzisiaj już więcej. Są jeszcze delikatnie zielone, później przebarwią się na pomarańczowo.


Kwitnące: oliwnik i wiciokrzew "konkurują" ze sobą i pachną na potęgę.



Pola innym roślinom  ustępuje przekwitająca kalina:


Niestety u nas jeszcze nie rozwinęły się piwonie, za to w pełni kwitnienia są kosaćce:




jeden gatunek już przekwitł, ale pozostałe odmiany cieszą oczy.
Chciałam zrobić zdjęcie bąka, który "pracował" w białych - tak szybko przelatywał z kwiatka na kwiatek, że było to doprawdy bardzo trudne.


Na koniec  Ifunia, która pobiera  kąpiele w błotnych kałużach w lesie:


Dość ciepło było dzisiaj, więc postanowiłam zabrać psy nad Osławę (żeby się pomoczyły, no i wymyły z siebie błoto z kałuży). Ifka poznała trasę zaraz, gdy skręciłam w drogę prowadzącą nad rzekę, zasygnalizowała to głośnym szczekaniem...
Suczydło wczoraj zrobiło mi niezłego psikusa. Pracowałam na działce, zabrałam ze sobą telefon (czekałam na rozmowę z mężem, który pojechał na swój zjazd maturalny). Aparat w szydełkowym etui położyłam do garnka, do którego zbieram wykopane kamienie. W pewnym momencie zorientowałam się, że telefonu nie ma. Hmm - skleroza?! Pobiegłam do chałupy: sprawdzam na stole, w torebce - nie ma, jak kamień w wodę. Jeszcze wtedy podejrzewałam siebie, że gdzieś odruchowo musiałam położyć. Przekopałam nawet chwasty w taczkach. Męża nie ma, żeby mógł zadzwonić i namierzyć mój aparat. Pobiegłam do sąsiadów. No i sygnał odezwał się w krzakach (ulubionych przez Ifunię), tam nasza "dziewczyna" kopie doły i się chłodzi. Po prostu porwała mi ten telefon w czerwonym etui i wyniosła. Sama nigdy bym go nie znalazła.
Tak kładłam telefon niejednokrotnie - nigdy psica się nim nie interesowała, a wczoraj znalazła i wyniosła.

Wiosenno-letnia kolekcja Tommy Hilfigera

$
0
0
Tegoroczna wiosenno-letnia kolekcja T.Hilfigera, wydaje się o tyle interesująca dla nas dziewiarek, gdyż pojawiły się w niej dzianiny szydełkowe. Wprawdzie prezentują one styl boho, który nie każdemu się podoba, jednak na ciepłe lato i czas urlopu nawet średnio wprawne dziewiarki mogą sobie samodzielnie wyprodukować ciuszek żywcem wyjęty z proponowanej kolekcji.

Sukienki dzianinowe, w paski z ażurowym dołem
 

i taka sama spódnica
 

Mnie osobiście spodobały się propozycje Hilfigera - po pierwsze uwielbiam lato, po drugie podoba mi się styl boho (niekoniecznie do pracy, ale na czas urlopu i na popołudnia), a po trzecie szalenie przypomina mi moją młodość i modę hippisowską.
 
Topy w stylu bieliźnianym i trapezowe - można takie łatwo zrobić
(niekoniecznie z odsłoniętym brzuchem)
 
Kiedy ogląda się tę kolekcję, nie da się oprzeć wrażeniu: "ale to już było" - no bo było. I te trapezowe topy z odkrytymi ramionami, i szydełkowe bikini (ponoć bardzo modne w tym sezonie):
 
 
i kwieciste sukienki  z górą wykonaną szydełkiem:
 
 
nawet te kolorowe swetro-tuniki:
 
 
Wszystko w soczystych kolorach lata uzupełnione biżuterią w stylu etno. Do tego większość modelek nosi fikuśny kapelusik w paseczki wykonany szydełkiem (jakby z resztek włóczki).
 
 

Wszystkie te szydełkowce wydają się, jakby robione były z końcówek włóczek. Modele zmiksowane kolorystycznie i fakturowo kojarzą się nieodparcie z czasami, kiedy wykorzystywało się każdy najmniejszy moteczek włóczki, by stworzyć sobie nowy oryginalny ciuch. Kiedy poczytałam biografię Hilfigera, stwierdziłam, że niewątpliwie musiał sięgnąć po inspirację do czasów swej młodości.
 
Zamieszczone zdjęcia kolekcji T.Hilfigera pochodzą z:

Kołowiec

$
0
0
W końcu wczoraj go skończyłam. Sweter został zrobiony dla córki i miał być zabrany w weekend Bożego Ciała. Okazało się, że brakło włóczki na rękawy - po jakieś 15cm. Zamówiłam 600 g i miało wystarczyć - na poprzedni mniej więcej tak wyszło... Tu zabrakło. Rozpaczliwy rekonesans po Allegro i pasmanteriach internetowych w celu dokupienia motka tego koloru - zakończył się niepowodzeniem (kolor wyszedł). W końcu zamówiłam jakiś - wydawał mi się nieco zbliżony. Jednak okazało się w rzeczywistości, że nie do końca. Miałam zamiar skończyć te rękawy rwąc nitkę i dobierając zbliżone kolory. Ale jakoś weny do kończenia nie miałam i jak się okazało wyszło to na dobre.


Poszłam do miejscowej pasmanterii po tzw. gumę do majtek - 5 metrów kupiłam i potem po staremu, postanowiłam się pogapić na włóczki. A tam, jakby nigdy nic, leży sobie motek mojego brakującego koloru - mało tego było ich jeszcze ze cztery! Kupiłam oczywiście jeden i chociaż była to inna partia farbowania - włóczka pasowała idealnie - wyrobiłam dokładnie 50 g na to dokończenie rękawów. Teraz córka może już spokojnie zabrać sweter.

Druty 6 mm; włóczka  "Himalaya Padisah" (kolor 50214) 70%akryl, 30% wełna,
180 m/100g; zużycie 650 g

Sesja zdjęciowa dziś w ogrodzie - zrobiło się po południu dość upalnie, więc wytrzymać w tym swetrze było trudno. Zdjęcia w plenerze i w chałupie.

 Z daleka...
 
 i blisko
 
 Z rozłożonym kołnierzem- bo gorąco
 


i w chałupie
 
Sweter - jak widać utrzymany kolorystycznie w klimatach tęczy.

Pieniny pod znakiem "Apolla" - na Trzy Korony (część I)

$
0
0
nie, nie tego mitologicznego, ale niepylaka - motyla pienińskiego, którego populację z powodzeniem odtwarza się właśnie na terenie Pienińskiego Parku Narodowego. Ponoć w Pieninach w 1989 r. było ich zaledwie 30, dziś lata kilkaset.


I tak oto historia tego motyla obejrzana na filmie w Muzeum Pienińskiego Parku Narodowego w Krościenku stała się mottem naszej tegorocznej wędrówki po tych górach.
Edycja:
W związku z nieporozumieniem i uwagą Aurelii - potwierdzam, że zdjęcie powyższe nie przedstawia niepylaka apollo. Rzeczywiście tekst sugeruje, że jest to niepylak. Przecież oglądałam film o niepylaku i wiem jak wygląda;  a wygląda np. tak:
 
Zdjęcie stąd
Hmm - nie jestem entomologiem.
 
Wyprawa rozpoczęła się z Krościenka:


Szlak żółty poprowadził nas przez Pieniński Potok, Przełęcz Szopkę, Okrąglicę, Wąwóz Sobczański do Sromowiec Niżnych. A więc trasa troszeczkę inna, aniżeli rok temu. No i pogoda dopisała. Może widoki nie były rewelacyjne (troszeczkę zamglone niebo), ale całkiem satysfakcjonujące. Trasa niewyczerpująca - tym razem urzekały nas różnorodnością kwitnące łąki pienińskie - dało się zauważyć m.in. podkolany i storczyki. W wyższych partiach goździki skalne, przymiotno; przekwitły już rozchodniki i rojniki.




 W maju zeszłego roku było tak
 
Widoki z Okrąglicy:
 










Zejście do Sromowiec Niżnych poprzez Wąwóz Sobczański i obok schroniska Trzy Korony:





Ostatnie spojrzenie na Trzy Korony:
 

Po południu zwiedziliśmy zamek czorsztyński:


 





To nie koniec wyprawy...

Prawie lato

$
0
0
jest wtedy, kiedy kwitną podkolany. Już w Pieninach zauważyłam na łąkach, że zakwitły. Dziś postanowiłam sprawdzić na mojej łące. Włożywszy długie spodnie i kalosze wyprawiłam się na górę pod las. Od strony lasu wdziera się jeżyna i szara olcha. Zrosły niemożliwie samosiejki wierzb i dzikich jabłoni. Trzeba będzie w jesieni przeprowadzić czyszczenie łąki - bo, dziczki wypierają podkolany. A trawa wysoka - sięga do pasa. My tam raczej nie kosimy, bo nie dajemy rady wszystkiego obrobić (teren liczy ponad 80 arów) - rosną więc sobie rośliny dziko i jak same chcą. Tylko gdzie nie gdzie daje się zauważyć wygniecione legowiska saren czy koziołków. Dzielnie towarzyszyły mi psy, których, w ogóle nie było widać w tej głębokiej trawie. Nawet mała Tola bieżyła za mną. Są, są podkolany i kwitną - znaczy witamy lato:





Nie wiem czy Czytelnicy wypatrzą kwiaty w tej zieleni? Przecież nie rosną w grupie, trzeba je wypatrywać w trawie.
A to widok z mojej góry od strony lasu na Zagórz:


Drugim zwiastunem lata jest kwitnący okazale tulipanowiec - już większość kwiatów przekwita. Jak już kiedyś wspomniałam można obserwować je w różnej fazie rozwoju. Niektóre jeszcze wspaniałe, inne już zasychają.






Kiedy przekwitną podkolany i pozamierają kwiaty tulipanowca - przywitamy lato.

Pieniny (część II) - na Sokolicę i Wąwóz Homole

$
0
0
Dopiero uporałam się z uporządkowaniem zdjęć po wyprawie w Pieniny. Nie miałam czasu, by opisać dzień drugi. Więc w tym poście w telegraficznym skrócie.
Z Krościenka wybraliśmy się zielonym szlakiem na Czertezik (772 m n.p.m.) a stamtąd  (niebieskim) na Sokolicę 742 m n.p.m.).


 

Z Czertezika i Sokolicy jest piękny widok na przełom Dunajca, Trzy Korony, Zamkową Górę, Pieninki, Holicę, Leśnicę na Słowacji.




 


 
 

 

 
 
Z Sokolicy doszliśmy do przystani i flisackiej i tam przeprawiliśmy się na drugą stronę rzeki:
 


Kolejny etap wycieczki to Wąwóz Homole.


Wąwóz Homole ma 800 m długości, trasa nie jest trudna, raczej spacerowa. Większa część ścieżki biegnie wzdłuż potoku Kamionka. W jego korycie znajdują się olbrzymie głazy, po których spływają kaskady wody.
 





 




 
Następnie wyszliśmy z lasu na Dubantowską Dolinę – polanę, której największą atrakcją są znajdujące się po prawej stronie Kamienne Księgi – płaskie skały naturalnie ułożone w formie otwartej książki. Według legendy na tych skałach zapisano ludzkie losy, aż do końca świata.
 



Kolejną ciekawostką jest Jemeriskowa Skałka - bardzo stroma, mająca około 10 m wysokości:
 
 
Już niewiele by dojść do rozległej polany - stamtąd skierowaliśmy swe kroki do stacji kolejki krzesełkowej, by spokojnie zjechać na dół i tą atrakcją zakończyć wycieczkę:
 
 

Z chustek bandanek

$
0
0
Miałam wątpliwości czy z "bandanek" czy z bandamek" - SJP nie rozstrzyga jednoznacznie. Wybrałam bandanki. Chusteczki cieniutkie z bawełny - w sam raz na upały - można więc wykorzystać je do uszycia prostych ciuszków dla małych dziewczynek. Jedyną ich wadą jest to, że "puszczają" farbę - trzeba więc te ciemne i czerwone prać w izolacji.
Wandzia już niedługo zjedzie do nas na kilka dni - mam nadzieję, że trafi na piękną, słoneczną pogodę i poużywa u nas na powietrzu. Dlatego też dostanie spódniczkę i sukienkę uszyte z tych chustek. Robótka idealnie nieskomplikowana. Dwie chustki zeszyte razem i tunel: w sukience tunel na wstążki wiązane na ramionach; w spódniczce na gumki (w pasie).






Przyznam się, że inspiracją był niezawodny Pinterest. Chusteczki kupiłam w miejscowym sklepiku: 5 zł/sztuka. Na dole przyszyłam niewielką koronkę.


Mam jednak obawy, że spódniczka będzie za długa - czeka mnie więc odcinanie  tunelu i ponowne szycie.

Kapliczki przydrożne. Kapliczka w Czorsztynie

$
0
0
Kapliczka "Z Upadkiem Chrystusa", stoi przy wjeździe do Czorsztyna od strony Krościenka -  gdzie została przeniesiona z terenu obecnie zalanego wodami Jeziora Czorsztyńskiego - pochodzi z XVIII w. i pierwotnie została wymurowana przy drodze z Czorsztyna do Niedzicy, naprzeciw dworskich czworaków .


W górnej niszy znajdowała się figura św. Floriana, który miał otaczać opieką i chronić przed pożarami okoliczne domy. Jednak figurka została skradziona. Obecnie zastąpiona została nowoczesną rzeźbą.


Figurę Chrystusa upadającego pod krzyżem odnowiono na zlecenie konserwatora zabytków.


Łupem złodziei padł także ołtarzyk z obrazem na płótnie (środkowa część kapliczki). W latach osiemdziesiątych XX w. obraz został wycięty i skradziony. Ołtarzyk został odnowiony przez mieszkańca Czorsztyna - pana Franciszka Janczy.

 
Ponoć w wieżyce kapliczki znajduje się dzwon:
 
 
Ostatnie spojrzenie:
 


Letnie naszyjniki szydełkowe

$
0
0
Lato. Naszło mnie na zrobienie kolejnych szydełkowych naszyjników. Kiedyś bardzo tanio kupiłam na Allegro drewniane korale, niedbale pomalowane, w kolorach byle jakich. Systematycznie więc obrabiam te kulki różnymi, pasującymi mi aktualnie kolorami. Noszę taką biżuterię w lecie, do niezbyt zobowiązujących ubrań. Dziś kolejne dwa letnie naszyjniki:


 

Pierwszy - to trzy duże kolorowe kule poprzedzielane małymi drewnianymi koralikami nanizane na rzemyk. Drugi w kolorach czerwono-popielato- czarnym, to koraliki nanizane na sznurek woskowany. Takiego kształtu naszyjnik plątał się po domu, koraliki jakieś takie oblezione z farby były. Teraz całość zyskała nowe życie.
Naszyjniki prezentuję na tle letnich bluzek rustykalnych z haftem. Ponoć takie są znów modne...

Bluzka szydełkowa - przypomnienie

$
0
0
Upały z jednej strony, a powrót mody na dekolty "carmen" spowodowały, że z czeluści szafy wygrzebałam bluzkę, którą uratowałam przed wyrzuceniem. Jest na teraz jak znalazł. Kiedyś z wielką przyjemnością nosiłam takie bluzki, miałam bodajże trzy z tak skonstruowanym dekoltem. Dwie wyrzuciłam - wydały się już znoszone, no i niemodne. A teraz proszę - znów wracamy  do takich dekoltów, więc moja w letnim kolorze cappuccino ponownie zadebiutowała tego lata.


 
Włożyłam ją do długiej, białej spódnicy. W tym ponad czterdziestostopniowym upale opuściłam dekolt na ramiona w myśl zasady znalezionej na Facebooku: "Jeżeli zadajesz sobie pytanie czy nie jesteś na coś za stara, pamiętaj - już nigdy nie będziesz młodsza". No nie będę - więc jeżeli nie teraz, to kiedy włożę bluzki z takimi dekoltami (oczywiście nie do pracy)?
 
 
Można też tak, bardziej grzecznie:
 



 
Uwielbiam lato, upały, słońce...

Ogród

$
0
0
Wypada znów pokazać jakieś fotografie z ogrodu, tym bardziej że rośliny błyskawicznie się zmieniają. Wiosna niezbyt ciepła tego roku spowodowała opóźnienie w kwitnieniu roślin w oczku wodnym. Teraz, kiedy nastały tropikalne upały, grzybienie nadrabiają zaległości:






Zakwitły nam też posadzone na jesieni różyczki:
 

Na zdjęciu tylko jedna; bordowa już osypała płatki. Zostały ogrodzone siatką, bo ich pączki bardzo smakują sarnom. Mam do wyboru: patrzeć na róże przez siatkę, albo nie mieć kwitnących kwiatów...
Liliowce:



Najstarsze, typowo polskie - rosną przy wielu wiejskich domostwach. Moje przetrwały - posadzone kiedyś przez babcię - rosną w ogrodzie ze sześćdziesiąt lat.
Samorozsiewająca się naparstnica:



I pozostałe rośliny uchwycone w fotograficznym skrócie:



Viewing all 424 articles
Browse latest View live